sobota, 21 lutego 2015

Opowiadanie II cz. 5





Okazało się, że nie byli to wcale moi umówieni goście tylko mój kochany braciszek, który trochę zdziwił mnie swoją wizytą.
- Hej, coś się stało, że wpadłeś?
- Hej siostra, a czy musi się coś stać żebym Cię odwiedził?- wszedł do mieszkania i od razu skierował się na kanapę.
- Fajnie by było gdybyś przyszedł tak o, ale o ile Cię znam to masz sprawę, więc słucham.- usiadłam obok niego.
- Matko jestem aż tak przewidywany?- westchną głośno i przeszedł do konkretnej sprawy- Więc zacznę od tego, co mam do przekazania od Piotra, mianowicie spóźni się, bo trafił na jakiś korek w drodze powrotnej do Warszawy i prosił żebym Ci powiedział bo on niema twojego numeru. A ja, jako że mam poważną sprawę do ciebie i tak musiałem przyjść.
- Aha, brzmi groźnie, więc co się dzieje?- zapytałam trochę przestraszona, że Przemo wpakował się w jakieś kłopoty.
- Nie przesadzaj, przyszedłem, bo pojutrze lecę na misję i nie wiem, co mam ze sobą wziąć. Wszyscy doradzają, co innego, a że ty już to przeszłaś to będziesz najlepszym doradcą. Więc proszę poradź mi, co mam wziąć?- spojrzał na mnie błagalnie.
- No wiesz trochę dawno to było, ale ja myślę, że podstawowe rzeczy plus jakieś leki, bo jednak, mimo iż jedziesz tam, jako lekarz to zbyt dużego zasobu leków dla siebie tam mieć nie będziesz. A jak się czujesz na trzy dni przed wyjazdem?
- Jest OK. W końcu sam się na to zgłosiłem, więc czemu miałbym się teraz bać. Dobra to swoje zrobiłem i muszę spadać mało czasu zostało, a ja muszę jeszcze leki skompletować.- powiedział podnosząc się z kanapy i udając w stronę drzwi, odprowadziłam go i już mieliśmy się żegnać, kiedy znów po moim mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka.
Jak się okazało był to Piotr, a przed nim stała mała zielonooka blondyneczka, która chyba trochę się stresowała spotkaniem ze mną. Pożegnałam brata i zaprosiłam ich do środka.
-Hej, wchodźcie zrobiłam obiad. Mam nadzieje ze będzie wam smakować i że jesteście głodni.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- odparł pan arogant- zapomniałem was sobie przedstawić drogie panie. Hana poznaj moją córkę Tosię, Tosiu to jest Hana.
- Dzień dobry- powiedziała cienkim głosikiem i podała mi rękę.
- Cześć- odwzajemniłam uścisk i uśmiechnęłam się w jej kierunku.- To chodźcie do kuchni.- pokierowałam ich do pomieszczenia, gdzie szybko nałożyłam na talerze przygotowane spaghetti. Posiłek miną nam w miłej atmosferze. Nawet śmiałam twierdzić, iż im smakowało, gdyż z talerzy zniknęło całe danie, które zostało na nienałożone.
- Było pyszne, prawda Tosiu?- zagaił Piotr i podniósł się, aby zanieść talerze do zmywarki
- No, smakowało dokładnie tak jak mamy, ale co teraz robimy?- odparła Tosia.
- Daj Piotr, jesteście dziś moimi gośćmi, więc pozwól, że ja posprzątam po posiłku.- zwróciłam się do Piotra i zabrałam mu talerze, następnie wysunęłam propozycje na nasze wspólne popołudnie- Co wy na to żebyśmy poszli do kina, a potem może na lody?
- Tak, tak- usłyszałam krzyk Tosi i zaraz stała obok i przytulała się do mnie- Pójdziemy tato?
- Chyba muszę wam ulec, bo wygrywacie głosami.
Nasze wspólne popołudnie minęło bardzo szybko, w przyjemnej i zabawnej atmosferze. Tosia okazała się naprawdę miłą i zabawna dziewczynką, a o Piotrze też trochę sobie zdanie zmieniłam widząc jak zajmuję się swoja córką był taki troskliwy i opiekuńczy. Wywnioskowałam z tego, iż pod skorupą aroganckiego dupka znajduję się jeszcze serce, które chyba nie znalazło odpowiedniej kobiety, aby je odmrozić do końca.
W ciągu tego tygodnia jeszcze trzy razy spędzaliśmy razem czas. Było naprawdę miło. Gdybym ja patrzyła na naszą trójkę z boku sama dałabym się nabrać, że jesteśmy parą. Niestety w piątek musieliśmy się rozstać gdyż młoda musiała wracać do domu. Niestety pożegnałam się z nią dzień wcześniej i nie mogłam towarzyszyć im w podróży tak jak chciała Tosia, bo miałam dyżur. Na który znowu się spóźniłam tym razem z powodu, który jak dla mnie był dziwny, gdyż pomyliłam ulice, w które miałam skręcić i zamiast w lewo pojechałam w prawo. Do szpitala wpadłam z 20 minutowym spóźnieniem, twierdząc, że znowu będę miała okropny dzień. Oczywiście pierwsze, co zrobiłam to udałam się do swojego gabinetu zapraszając pierwszą pacjentkę, która wyglądała na oburzoną moim spóźnieniem. Wchodząc szybko zdjęłam kurtkę i narzuciłam na siebie kitel i przeszłam do badania i tak do godziny 18.00 Później jeszcze nocny dyżur i to, co cieszyło mnie najbardziej cały wolny weekend. Około 02.00 miałam pilna operację, kobieta z wypadku 36 tydzień, na szczęście obyło się bez jakichkolwiek komplikacji i na świat mimo iż miesiąc przed czasem przyszedł zdrowy wcześniak. Wychodząc z bloku skierowałam się ku schodom, aby sprawdzić czy z pacjentką wszystko wporzątku. Niestety nim zrobiłam pierwszy krok ktoś wpadł na mnie od tyłu i runęłam z nich. Później już nic nie pamiętałam.


1 komentarz: