Nie wiedziałam, co mam myśleć na ten temat. Nie widziałam go
od tego wydarzenia, które miało miejsce dwa tygodnie temu. Dzwoniłam do niego,
pisałam smsy, ale nic to nie dało. Nadal się do mnie nie odezwał. Właściwie
myślałam, że tym gestem przekreśliłam naszą dalszą znajomość. Postanowiłam już
dłużej nie zadręczać siebie tymi pytaniami, na, które nie znałam odpowiedzi,
tylko pojechać do szpitala i się z nim spotkać twarzą w twarz i wszystko
wyjaśnić. Zadzwoniłam po taksówkę, na którą niestety byłam skazana, gdyż po
pierwsze mój samochód od prawie czterech miesięcy stoi na szpitalnym parkingu,
a po drugie miałam zakaz prowadzenia, na co najmniej dwa miesiące, chociaż to
może i lepiej, że nie mogłam jeździć bynajmniej inni podróżni byli bezpieczni. Taksówka
była pod moim blokiem po piętnastu minutach, po czym ruszyliśmy w kierunku
Leśnej Góry. W głowie układałam sobie rozmowę z Piotrem i ani się spojrzałam
byliśmy już pod szpitalem.
Weszłam do szpitala pewnym krokiem, po czym skierowałam się
na rejestracje zapytać gdzie znajduje się pokój lekarski, gdyż z moją pamięcią
nadal było kiepsko. Kiedy zobaczyła mnie pielęgniarka siedząca w niej od razu entuzjastycznie
krzyknęła:
- O pani doktor, wraca pani do nas?
- Nie, byłabym chyba zagrożeniem dla pacjentek, a nie kimś,
kto miałby im pomóc.- odparłam smutnym tonem, gdyż miałam już dość ciągłego
siedzenia w mieszkaniu, chciałabym już wrócić do swojego dawnego życia, na
pewno było ciekawsze od tego, jakie mam teraz.
- To co panią do nas sprowadza?- zapytała uśmiechnięta od
ucha do ucha blondynka.
- Szukam pokoju lekarskiego, a tak właściwie doktora
Gawryły.
- Pokój lekarski jest piętro wyżej, drugie drzwi na lewo,
ale z tego, co wiem to doktor Gawryło jest na urlopie.
- Jak to na urlopie?- powiedziałam lekko podniesionym tonem.
- Normalnie, od dwóch tygodni nie ma go w szpitalu to chyba
jest na urlopie.
- Chyba? No, dobrze, to dowidzenia.- powiedziałam i nie
czekając na odpowiedź udałam się do lekarskiego.
W pokoju była tylko Wiktoria zajęta kartami pacjentów.
- Hej.- rzuciłam stojąc w progu.
- O hej Hana, miło Cię widzieć. Co Cie do nas sprowadza?-
powiedziała odkładając kary na biurko.
- Szukam Piotra, ale z tego, co słyszałam od pielęgniarki w
recepcji jest na urlopie.
- No jest, w pewnym sensie.
- Nie rozumiem.- spojrzałam na nią pytającym spojrzeniem.
- Dwa tygodnie temu, wpadł, do Tretera z wypowiedzeniem i od
tamtej pory go nie widziałam. W każdym bądź razie mam nadzieje, że się opamięta
i wróci.
- Przeze mnie się zwolnił.- powiedziałam pod nosem, co
niestety usłyszała Ruda.
- Jak to przez Ciebie?- wyrazicie zaintrygowały ja słowa,
które przed chwila powiedziałam, bo od razu swój wzrok skierowała na mnie.
- Pocałowałam go, odwzajemnił pocałunek, po czym przeprosił
i wyszedł. A mówią, że to nas kobiety trudno rozgryźć.- odparłam i usiadłam na
sofie.
- Ale żeby przez pocałunek- pokręciła przecząco głową- Nie
to niemożliwe, przecież to kobieciarz, jakich mało. To musi być coś więcej.
- Co masz na myśli?
- Może po prostu się w tobie zakochał, przecież siedział
przy tobie dzień w dzień przez te trzy miesiące jak byłaś nieprzytomna, potem
to on przez ten tydzień jak leżałaś na oddziale, próbował przypomnieć Ci jakiś
szczegół z twojego życia, więc to chyba jasne bał się, że z tobą mu nie
wyjdzie.- powiedziała, jakby znała go na wylot.
- Naprawdę tak myślisz?- zapytałam, chociaż w tym, co
powiedziała było sporo racji.
- Tak, przecież to było widać gołym okiem. Mogę dać jego
adres, jeśli chcesz.
- Z chęcią, może w końcu rozwikłam ta zagadkę. A kiedy wraca
Przemek, bo chciałabym już go poznać.
- Z tego, co mi wiadomo to powinien być za tydzień, ale może
coś się zmieniło. Trzymaj.- podała mi kartkę z adresem.
- Aha, dzięki za pomoc.- powiedziałam biorąc z jej ręki.
- Niema sprawy, muszę lecieć, bo zaraz mam operację.-
powiedziała i już jej nie było. A ja tymczasem znów zadzwoniłam po taksówkę i
udałam się na ławkę przed szpital, bo, mimo iż był koniec października i było
trochę chłodno to pogoda była śliczna, aż chciało się wyjść. Słońce będące
wysoko na niebie rozświetlało twarze przechodniów, wiec i ja chciałam zasilić
się witaminą D3 zanim nadejdzie zima.
Na taksówkę tym razem musiałam poczekać znacznie dłużej, ale
nie przeszkadzało mi to. Miałam przynajmniej trochę czasu na przeanalizowani
słów Wiktorii, które jak dla mnie były trochę dziwne, bo kto normalny jak by
się zakochał zwalniałby się z pracy i nie dawał znaku życia. Trochę irytowało
mnie jego zachowanie, ponieważ w tym okresie na jego skrzynce zostawiłam
łącznie siedemdziesiąt dwie wiadomości i wysłałam sto dwanaście smsów. Taksówka
w końcu nadjechała i ruszyłam pod adres, który wskazała mi Wiki. Jechaliśmy
prawie półtorej godziny, gdyż w centrum były korki. Kiedy Wyjechaliśmy z
Warszawy po dwóch stronach krajobrazu rozciągały się łąki, nie minęło dziesięć
minut, a taxi się zatrzymała się pod piękną i ogromną willą. Nie byłam pewna, czy to, aby
właściwy adres, ale zapłaciłam należną kwotę i niepewnym krokiem ruszyłam w
kierunku bramy. Nacisnęłam na domofon i czekałam, aż ktoś się odezwie.
Supi ^^ czekam na nexta
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga http://mojeoopowiadania.blogspot.com