piątek, 27 lutego 2015

Opowiadanie II cz.9





Nie wiedziałam, co mam myśleć na ten temat. Nie widziałam go od tego wydarzenia, które miało miejsce dwa tygodnie temu. Dzwoniłam do niego, pisałam smsy, ale nic to nie dało. Nadal się do mnie nie odezwał. Właściwie myślałam, że tym gestem przekreśliłam naszą dalszą znajomość. Postanowiłam już dłużej nie zadręczać siebie tymi pytaniami, na, które nie znałam odpowiedzi, tylko pojechać do szpitala i się z nim spotkać twarzą w twarz i wszystko wyjaśnić. Zadzwoniłam po taksówkę, na którą niestety byłam skazana, gdyż po pierwsze mój samochód od prawie czterech miesięcy stoi na szpitalnym parkingu, a po drugie miałam zakaz prowadzenia, na co najmniej dwa miesiące, chociaż to może i lepiej, że nie mogłam jeździć bynajmniej inni podróżni byli bezpieczni. Taksówka była pod moim blokiem po piętnastu minutach, po czym ruszyliśmy w kierunku Leśnej Góry. W głowie układałam sobie rozmowę z Piotrem i ani się spojrzałam byliśmy już pod szpitalem.
Weszłam do szpitala pewnym krokiem, po czym skierowałam się na rejestracje zapytać gdzie znajduje się pokój lekarski, gdyż z moją pamięcią nadal było kiepsko. Kiedy zobaczyła mnie pielęgniarka siedząca w niej od razu entuzjastycznie krzyknęła:
- O pani doktor, wraca pani do nas?
- Nie, byłabym chyba zagrożeniem dla pacjentek, a nie kimś, kto miałby im pomóc.- odparłam smutnym tonem, gdyż miałam już dość ciągłego siedzenia w mieszkaniu, chciałabym już wrócić do swojego dawnego życia, na pewno było ciekawsze od tego, jakie mam teraz.
- To co panią do nas sprowadza?- zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha blondynka.
- Szukam pokoju lekarskiego, a tak właściwie doktora Gawryły.
- Pokój lekarski jest piętro wyżej, drugie drzwi na lewo, ale z tego, co wiem to doktor Gawryło jest na urlopie.
- Jak to na urlopie?- powiedziałam lekko podniesionym tonem.
- Normalnie, od dwóch tygodni nie ma go w szpitalu to chyba jest na urlopie.
- Chyba? No, dobrze, to dowidzenia.- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź udałam się do lekarskiego.
W pokoju była tylko Wiktoria zajęta kartami pacjentów.
- Hej.- rzuciłam stojąc w progu.
- O hej Hana, miło Cię widzieć. Co Cie do nas sprowadza?- powiedziała odkładając kary na biurko.
- Szukam Piotra, ale z tego, co słyszałam od pielęgniarki w recepcji jest na urlopie.
- No jest, w pewnym sensie.
- Nie rozumiem.- spojrzałam na nią pytającym spojrzeniem.
- Dwa tygodnie temu, wpadł, do Tretera z wypowiedzeniem i od tamtej pory go nie widziałam. W każdym bądź razie mam nadzieje, że się opamięta i wróci.
- Przeze mnie się zwolnił.- powiedziałam pod nosem, co niestety usłyszała Ruda.
- Jak to przez Ciebie?- wyrazicie zaintrygowały ja słowa, które przed chwila powiedziałam, bo od razu swój wzrok skierowała na mnie.
- Pocałowałam go, odwzajemnił pocałunek, po czym przeprosił i wyszedł. A mówią, że to nas kobiety trudno rozgryźć.- odparłam i usiadłam na sofie.
- Ale żeby przez pocałunek- pokręciła przecząco głową- Nie to niemożliwe, przecież to kobieciarz, jakich mało. To musi być coś więcej.
- Co masz na myśli?
- Może po prostu się w tobie zakochał, przecież siedział przy tobie dzień w dzień przez te trzy miesiące jak byłaś nieprzytomna, potem to on przez ten tydzień jak leżałaś na oddziale, próbował przypomnieć Ci jakiś szczegół z twojego życia, więc to chyba jasne bał się, że z tobą mu nie wyjdzie.- powiedziała, jakby znała go na wylot.
- Naprawdę tak myślisz?- zapytałam, chociaż w tym, co powiedziała było sporo racji.
- Tak, przecież to było widać gołym okiem. Mogę dać jego adres, jeśli chcesz.
- Z chęcią, może w końcu rozwikłam ta zagadkę. A kiedy wraca Przemek, bo chciałabym już go poznać.
- Z tego, co mi wiadomo to powinien być za tydzień, ale może coś się zmieniło. Trzymaj.- podała mi kartkę z adresem.
- Aha, dzięki za pomoc.- powiedziałam biorąc z jej ręki.
- Niema sprawy, muszę lecieć, bo zaraz mam operację.- powiedziała i już jej nie było. A ja tymczasem znów zadzwoniłam po taksówkę i udałam się na ławkę przed szpital, bo, mimo iż był koniec października i było trochę chłodno to pogoda była śliczna, aż chciało się wyjść. Słońce będące wysoko na niebie rozświetlało twarze przechodniów, wiec i ja chciałam zasilić się witaminą D3 zanim nadejdzie zima.
Na taksówkę tym razem musiałam poczekać znacznie dłużej, ale nie przeszkadzało mi to. Miałam przynajmniej trochę czasu na przeanalizowani słów Wiktorii, które jak dla mnie były trochę dziwne, bo kto normalny jak by się zakochał zwalniałby się z pracy i nie dawał znaku życia. Trochę irytowało mnie jego zachowanie, ponieważ w tym okresie na jego skrzynce zostawiłam łącznie siedemdziesiąt dwie wiadomości i wysłałam sto dwanaście smsów. Taksówka w końcu nadjechała i ruszyłam pod adres, który wskazała mi Wiki. Jechaliśmy prawie półtorej godziny, gdyż w centrum były korki. Kiedy Wyjechaliśmy z Warszawy po dwóch stronach krajobrazu rozciągały się łąki, nie minęło dziesięć minut, a taxi się zatrzymała się pod piękną i ogromną willą. Nie byłam pewna, czy to, aby właściwy adres, ale zapłaciłam należną kwotę i niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku bramy. Nacisnęłam na domofon i czekałam, aż ktoś się odezwie.

1 komentarz:

  1. Supi ^^ czekam na nexta

    Zapraszam na mojego bloga http://mojeoopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń