poniedziałek, 9 lutego 2015

Opowiadanie II cz.1





Historia jednego pocałunku, która właściwie przewróciła całe moje dotychczasowe życie do góry nogami. Wszystko miało miejsce jakieś pięć lat temu, kiedy przypadkiem, nie wiadomo, z jakiego powodu pocałowałam mojego obecnego męża. Długo się nad tym zastanawiałam. Myślałam dlaczego tak właściwie do tego doszło. Może z samotności czy bezradności, ale było też wiele innych powodów, które tez były by dobrym wyjaśnieniem tej sytuacji.
Pamiętam, że to nie był taki zwykły dzień, w którym przyjeżdżałam do pracy, miałam swoje konsultacje i parę porodów, a potem wracałam do swojego mieszkania. Ten dzień zaczął się całkiem inaczej niż zazwyczaj. Od początku był okropny, można by wręcz powiedzieć samo pasmo nie powodzeń i nie szczęść. Zaczęło się niby niewinnie budzikiem, który ogłosił strajk i nie zadzwonił, później było już tylko gorzej, zgubione kluczyki od samochodu, które znalazłam dopiero po kilkunastu minutach, ogromny korek w drodze do szpitala, a co za tym szło dwu i pół godzinne spóźnienie, za co dostałam niezłą reprymendę od swojego ordynatora, który od razu kazał mi iść na izbę, gdyż przywieziono kobietę w zaawansowanej ciąży z wypadku przez, który straciłam ponad dwie godziny swojego życia. Po wstępnych badaniach stwierdziłam, że dziecko jakimś cudem przeżyło, ale i tak była potrzebna niezwłoczna operacja, gdyż kobieta miała liczne obrażenia wewnętrzne. Na sali miałam być „aniołem stróżem” malucha, który mógł przyjść na świat.
Razem z dwójką chirurgów udałam się na blok, jako że pracowałam w tym szpitalu od niedawna to niezbyt znałam jego personel. Wiem, że jednym z lekarzy była Wiki, ordynator oddziału chirurgii i dobra przyjaciółka mojego brata, Przemka. Drugiego z lekarzy widziałam po raz pierwszy, jak do tej pory nie było nam pisane się spotkać. W umywalni zostaliśmy sobie przedstawieni, nazywał się Piotr Gawryło, był bardzo przystojny, wysoki, zielonooki brunet, do tego zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie, wydawał się miłym facetem.
Operacja trwała bardzo długo, gdyż nie obyło się bez komplikacji, których tak staraliśmy się uniknąć, dzięki czemu i ja okazałam się potrzebna. Przy końcu operacji, a początku problemów zostaliśmy z Piotrem sami, ponieważ Wiktoria było potrzebna przy innym pacjencie. Jako że jestem ginekologiem nie zbyt wierzyłam że zabieg się nie powiedzie. Niestety  los nie okazał się dla nas łaskawy, doszło do masywnego krwotoku, którego nie byliśmy w stanie opanować i w efekcie, którego pacjentka zmarła, a dziecko, jako że urodził się dopiero w trzydziestym tygodniu trafiło do inkubatora. Nie mogłam zostać do końca i patrzeć jak Gawryło ja zszywa. Po prostu nie mogłam pogodzić się z tym, że pacjentka, która dziś rano jeszcze żyła i czekała na przyjście na świat swojego dziecka, zeszła nam parę minut temu na stole.
Wyszłam z sali i pod jej drzwiami rozpłakałam się, nie byłam w stanie zrozumieć, dlaczego jej historia skończyła się właśnie tak. Piotr wyszedł kilka minut po mnie kierując się do umywalni, już miał do niej wejść, lecz odwrócił się jeszcze i zobaczył mnie siedzącą na podłodze, zalaną łzami. Podszedł do mnie i delikatnie dotknął mojego ramienia, chcąc dodać mi otuchy. Minęło trochę czasu nim się do mnie odezwał.
- Przecież to nie była nasza wina. Nie możemy uratować wszystkich ludzi, czasami to po prostu ich pora.- Ukucnął naprzeciwko mnie i uniósł mój podbródek, kciukiem wycierając łzy, które spływały mi po policzku.-Nie płacz już, gdybym ja tak płakał po każdym pacjencie to Wiki odesłała by mnie do psychologa z listem motywacyjnym od niej, za to, że tak to przeżywam.- Jego usta zmieniły się w pół uśmiech.
- Wiesz, jeżeli twierdzisz, ze jestem ckliwa i powinnam zażywać porad u psychologa oraz zmienić zawód to grubo się mylisz.- W tym momencie stwierdziłam, że chyba po raz pierwszy w życiu moja intuicja się pomyliła, gdyż Gawryło okazał się aroganckim dupkiem, który mi w pewnym sensie nawciskał.- Najlepiej się już nie odzywaj.- Wstałam z zamiarem opuszczenia tego pomieszczenia, ale robiąc pierwszy krok, przytrzymał mnie za łokieć.
- Przepraszam, źle mnie zrozumiałaś, po prostu jesteśmy lekarzami i ryzyk…- w tym momencie odwróciłam się i go pocałowałam. Namiętny, długi pocałunek, który całkiem wyrwał mnie z rzeczywistości. Skończył się dopiero, kiedy zorientowałam się, że w moich płucach zaczęło brakować tlenu. Szybko oderwałam się od niego i rzuciłam krótkie, „Przepraszam”, po czym wybiegłam z Sali kierując się prosto do swojego gabinetu.
Drzwi zamknęłam na klucz, po czym rozsiadłam się w swoim fotelu, wściekła na siebie za to, co niedawno miało miejsce. Znałam faceta raptem parę godzin, zamieniłam z nim kilka zdań i go pocałowałam. Stwierdziłam, że jestem totalną wariatką i sama siebie nie rozumiem. Zrobiłam to, mimo iż uważałam, że go za ignoranta, który tylko mnie skrytykował i uznał, że nie nadaje się do tej pracy. Musiałam ochłonąć zanim pojadę do domu, bo mogła bym spowodować wypadek w takim stanie. Siedziałam tak i myślałam, czemu to zrobiłam, ale i tak niczego nie wymyśliłam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał prawie 22.00, gdzie dyżur skończyłam o 18.00. Stwierdziłam, że chyba najwyższy czas jechać do domu i zmyć z siebie te wszystkie problemy dzisiejszego dnia, po za tym chciałam się już położyć i zasnąć na co najmniej miesiąc. Wzięłam swoją torbę i już miałam przekroczyć próg pomieszczenia, kiedy zauważyłam, że wciąż jestem ubrana w ubrania do operacji, więc musiałam się wrócić, przebrać i odnieść ubrania na operacyjna do prania. Zajęło mi to niecałe piętnaście minut, po czym skierowałam się na parking. Przed szpitalem spotkałam jeszcze Przemka, z którym zamieniłam kilka zdań, z których dowiedziałam się, że Piotr mnie szukał. Ciekawe, po co. Wolałam tego nie sprawdzać, poza tym nie chciałam mu się pokazywać na oczy, więc nawet nie zapytałam czy mówił, w jakim celu mnie poszukiwał. Porozmawiałam jeszcze chwilę z bratem odnośnie misji na, którą ma jechać za miesiąc. Po czym pożegnałam się z nim i udałam się do auta. Próbowałam odpalić je kilkanaście razy, ale po ostatniej próbie stwierdziłam, ze mój fatalny dzień jeszcze się nie skończył i samochód i tak nie odpali. Siedziałam załamana z głową opartą na kierownicy, kiedy ktoś zapukał do okna. Opuściłam szybę i wtedy znowu usłyszałam ten głos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz