czwartek, 12 lutego 2015

Opowiadanie II cz.2





- Cześć, może jakoś pomóc?- Oczywiście nie był to, kto inny jak pan Gawryło.
- Nie dziękuję, poradzę sobie.- Oparłam zirytowana.
- Przestań się wkurzać, bo nic tym nie zdziałasz tylko daj sobie pomóc i otwórz maskę.- pokazał na przód pojazdu.

Otworzyłam ją tylko ze względu na to, że chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. W dalszym ciągu siedziałam w samochodzie, żeby wykonywać to o co prosił Piotr. Po przeanalizowaniu części układu zapłonu mojego auta stwierdził, że nad zwyczajniej w świecie rozładował mi się akumulator.
- Raczej nigdzie nim dziś nie zajedziesz.
- Co ty nie powiesz?- skwitowałam półszeptem.
- Jak chcesz to mogę podładować Ci akumulator i podrzucić do domu?
- Jeśli chcesz?- rzuciłam obojętnie, choć w środku byłam szczęśliwa jak małe dziecko, ponieważ ominie mnie wizyta u mechanika i do domu nie będę musiała tłuc się taksówką.
- To zbieraj swoje rzeczy i chodź.- wyjął akumulator i zamknął klapę- To mój samochód.- pokazał palcem na czarne BMW i8, przy którym mój samochód się chował.
- Niezłe cacko.- powiedziałam zamykając samochód i ruszając za nim.
- Jedno z moich oczek w głowie. Wsiadaj.- uśmiechnął się i otworzył mi drzwi.
Wsiadłam i to co zobaczyłam w środku zrobiło na mnie jeszcze lepsze wrażenie niż to co prezentowało się na zewnątrz. Ekspresowym tempem dotarliśmy do Warszawy, jak na razie nikt się nie odezwał, ale postanowiłam przerwać tą ciszę.
- Jak byś chciał wiedzieć dokąd masz jechać to mieszkam na Mokotowskiej 50.
- OK. – zrobił przerwę zanim powiedział następne zdanie, jakby zastanawiał czy mi to powiedzieć czy zostawić dla siebie- Szukałem Cię po tym jak wybiegłaś z operacyjnej.
- Wiem, Przemek mi mówił, ale nie rozumiem, w jakim celu, w końcu przeprosiłam za ten nieszczęsny pocałunek.
- Niby tak, ale nie wiem dlaczego do niego doszło, najpierw mi mówisz, że mam się zamknąć, a jak chcę Cie przeprosić to nie dajesz mi skończyć tylko namiętnie mnie całujesz. Mogła byś mi to jakoś wytłumaczyć?
- Nie mogę, bo nie potrafię. Sama tego nie rozumiem. Po prostu stało się, najlepiej będzie jeśli  zapomnimy o nim i będziemy żyć tak jak by nic się nie stało. Zgoda?
- Skoro tak wolisz, to zgoda.
W samochodzie znów zapanowała cisza. Wydawało mi się, że teraz zgodnie nie mieliśmy ochoty na rozmowę. Na szczęście reszta podróży minęła nam szybko i po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Podziękowałam mu, może trochę nie oschle, za podwózkę i za akumulator. Po czym udałam się do swojego mieszkania.
Jak zwykle stałam pod jego drzwiami i szukałam klucza w mojej ukochanej torebce, która była jak worek bez dna i nigdy nie mogłam w niej nic znaleźć, za to nadrabiała wyglądem. Tak jak zawsze stałam już dobre kilkanaście minut szukając ich. Zdążyłam się już nieźle przy tym zirytować, więc w końcu postanowiłam wysypać jej zawartość na podłogę. Robiłam tak przeważnie kiedy byłam porządnie wnerwiona, a moje nerwy sięgały już zenitu, a ja czułam, że jeszcze trochę i wybuchnę. Całe szczęście podziałało. Kluczę znalazły się w zasięgu mojego wzroku więc włożyłam je do zamka, a resztę rzeczy wrzuciłam z powrotem do swojej torby. Podniosłam się, żeby otworzyć drzwi i znaleźć się już w swoim królestwie, ale jeszcze odwróciłam się przez ramie zobaczyć, kto idzie, gdyż słyszałam jak ktoś wchodzi po schodach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz