piątek, 12 grudnia 2014

VIII




 
Szybko zbiegły po schodach i znalazły się przed wejściem do kuchni, z którego widać było, że obiad stygnie już na stolę. Migiem zjadły i podziękowały za posiłek i pobiegły z powrotem na górę po kilka rzeczy i wyruszyły na plażę. Całe szczęście, że była ona na tyle, blisko że dojście żółwim tempem zajmuje maksymalnie piętnaście minut. Na miejscu jak się okazało były tylko one plus jakaś para zakochanych. Rozłożyły koc blisko linii brzegowej, ściągnęły ubrania wierzchnie i pobiegły popływać. Woda była cudowna, nie to, co w Bałtyku gdzie temperatura rzadko przekracza 15*C, a tu, chociaż jest już październik woda nadal ma te 20*C. Jako że pływanie znudziło im się po godzinie zaczęły robić zdjęcia i wiele innych rzeczy. Czas mijał im tak szybko, że nawet nie zauważyły, że zaczęło zmierzchać. Dopiero, gdy telefon Hany zaczął dzwonić i zobaczył, która jest godzina zaczęły się zbierać do domu. W końcu od ich wyjścia minęły już cztery godziny, a mama się już zamartwia. Po drodze kupiły sobie jeszcze lody i po kilkunastu minutach były na miejscu. Gdy tylko przekroczyły próg, od razu usłyszały podniesiony głos pani Ani.
-Matko dziewczyny już miałam zgłosić wasze zaginięcie.
-Mama jak zwykle nad opiekuńcza- pomyślała Hana- Byłyśmy tylko na plaży, a ty już zakładasz najgorsze scenariusze- powiedziała, a młodsza siostra jej przytaknęła.
- Jak będziesz rodzicem to zobaczysz jak to jest, kiedy dziecko nie wraca długo do domu.
- Niedługo się dowiem- wymamrotała pod nosem, co niestety usłyszała jej matka.
Szybko ugryzła się w język i już miała iść na górę, kiedy poczuła na swoim ramieniu rękę.
-Czekaj, czekaj kochanie czy to znaczy, że nareszcie będę babcią?- zapytała z entuzjazmem i iskierkami pełnymi nadziej w oczach.
-Na to wygląda, ale chyba się cieszysz?
-Aniu, na co się cieszysz?- podszedł do nich ojczym Hany.
- Kochany dziadkiem będziesz, nasza Hana jest w ciąży.
-Chłopak czy dziewczyna?- zapytał szczęśliwy.
Hana uśmiechnęła się i mimowolnie położyła ręce na brzuch lekko go gładząc.
- Nie wiem jeszcze, ale za to będą bliźniaki.- roześmiała się na reakcje rodziców, których miny z normalnych zmieniły się na przerażone- Nie cieszycie się, że będziecie dziadkami?
-Cieszymy, cieszymy, ale jak wy dacie sobie radę z dwójką maluchów naraz? My ledwo z tobą jedna dawaliśmy radę, a tu dwójka od razu.
- Spokojnie mamuś, nie będzie lekko, ale sobie poradzimy, a teraz mogę już iść się położyć?
- Oczywiście, ale jutro jeszcze wrócimy do tego tematu.-oznajmili razem państwo Goldberg
Hana ruszyła po schodach w stronę sypialni po swoja piżamę, a potem do łazienki pod szybki prysznic. Niby trwał tylko dziesięć minut, a miał na nią zbawienny wpływ. Po nim poszła się położyć z myślą, że jutro może być tylko lepiej.
.

poniedziałek, 3 listopada 2014

VII





Stanęła przed bramką swojego rodzinnego domu i patrzyła jak zmienił się przez ostatni rok, kiedy spędzała tu miesiąc miodowy razem ze swoim mężem. Od razu przypomniała sobie wszystkie te namiętne chwile, które tu razem przeżyli oraz to, jacy byli tu razem szczęśliwi, nie mając pojęcia o problemach w związkach. Ale cóż to, co było minęło i trzeba iść dalej z biegiem czasu, a nie odwracać się i patrzeć w przeszłość, bo będzie dłużej bolało.
Otworzyła furtkę i ruszyła w kierunku drzwi frontowych. Zapukała cicho, ale chyba nikt nie usłyszał, więc postanowiła, że sama sobie otworzy w końcu bądź, co bądź to również jej dom w pewnym sensie. Niepewnie przekroczyła próg wejścia.
-Hana!- krzyknęła jej młodsza siostra- Anita (Była tą średnią, pomiędzy Miri, a Elzą. Miała 16 lat i buntowniczy okres w swoim życiu.), przez co wzbudziła zainteresowanie rodziny – Na długo przyjechałaś? - uścisnęła ją.
-Hej, wszystkim. - Hana odwzajemniła uścisk siostry.
-Uciekłaś od nas wczoraj.- powiedziała naburmuszona Elza i poszła do swojego pokoju.
-Córciu, w końcu nas odwiedziłaś, bo od waszej ostatniej wizyty trochę czasu minęło. Myśleliśmy już, że zapomniałaś gdzie mieszkają twoi rodzice.- powiedziała z krzywą miną pani Ania- mama Hany - To gdzie masz Piotrusia, bo nie ukrywając to się za nim stęskniłam?
-Wyobraźcie sobie, że nie zapomniałam tylko nie mieliśmy czasu po prostu praca dom, dom praca i tak w kółko z przerwami na spanie- uśmiechnęła się w stronę matki-A swojego zięcia raczej szybko nie zobaczysz, bo nie dostał urlopu i został w Warszawie a ja sama przyleciałam.-wyraźnie posmutniała.
-Coś kręcisz, coś nie tak z waszym małżeństwem? Pokłóciliście się to pewnie, dlatego.
-Mamuś wszystko jest ok-wymusiła uśmiech- po prostu przyjechałam odpocząć i nabrać wiatr w żagle i wrócić z powrotem do tej szarej rzeczywistości.
-No dobrze niech ci będzie. Nie będę się upierać. W końcu i tak powiesz, co się dzieje.- Hana spojrzała na nią, po czym odwróciła się do reszty rodziny.
-Nawet nie wiecie jak się za wami stęskniłam. A mam tak mało czasu żeby się wami nacieszyć
-Przecież możesz zostać ile chcesz a ty już chcesz wyjeżdżać? - powiedział jej ojczym Jan
-Obowiązki i mąż wzywają, a jestem tu już prawie 3 tygodnie. Zostanę trzy dni niestety. Ale coś pięknie pachnie. Chyba trafiłam w sama porę z tym przyjściem.
-Jeszcze trzeba poczekać.Za 30 minut będzie gotowe. Idź powiedz dziewczynom, o której będzie obiad, a wieczorem sobie porozmawiamy jak matka z córką.
Poszła na gorę po drodze mijając Anitę, która wyraźnie widać gdzieś się spieszyła, więc nawet nie zdążyła jej powiedzieć, że zaraz obiad
Stanęła przed drzwiami do pokoju najmłodszej siostry i zapukała.
-Idź sobie-usłyszała roztrzęsiony głos siostry.
Weszła do pokoju i usiadła obok niej na łóżku. Zaczęła gładzić ja po włosach.
-Kochanie, co się stało, że płaczesz?
-Mówiłam, Ci idź sobie. To wszystko przez Ciebie.- Krzyknęła na siostrę i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami. A Hana za nią. Tyle, że zamiast zbiec za małą po schodach poszła do swojego starego pokoju. Lekko nacisnęła klamkę i stała przed swoim starym królestwem. W sumie niewiele się tu zmieniło odkąd wyprowadziła się z domu do Jamesa, a było to ponad 10 lat temu. Wszystko było w stanie nie naruszonym, nie licząc tego, że zamiast normalnego powietrza wszędzie było czuć dym papierosowy, który wskazywał na to, że jej młodsza siostra urządziła sobie tu palarnie, ale stwierdziła, że rozmową z siostra zajmie się później skoro i tak pewnie jej nie ma tym zajmie się później. Weszła do środka i Zamknęła drzwi na klucz następnie rzuciła się na swoje łóżko. Swoje dłonie położyła na brzuchu, który w sumie był już lekko zaokrąglony, ale na szczęście nie był widoczny skoro nawet ona go nie zauważyła.
-Cześć maluszki.- szepnęła i uśmiechnęła się.- Nawet nie wiecie jak długo czekałam aż…- nie mogła dokończyć swojej rozmowy z dziećmi, ponieważ ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
.Ruszyła je otworzyć. Przed nimi stał nie, kto inny jak Elza.
-Mama kazała mi cie przeprosić.- weszła do pokoju ze spuszczoną głową i siadła na łóżku.
-Nic się nie stało, każdy może mieć gorszy dzień.

-Nie jedź do Polski. Znowu nie będę miała, z kim się pobawić.
-Muszę jechać. Ale możemy się umówić, że przyjedziesz do nas w wakacje, albo na ferie. Co ty na to?- uśmiechnęła się.
-No, ale to nie to samo, co mieć cie tu na miejscu. Zostań, chociaż na dłużej.
-Nie mogę kochanie, ale niedługo są święta to jak się uda przekonać rodziców to do nas przyjedziesz. A teraz chodź na obiad, bo nie wiem jak ty, ale ja jestem strasznie głodna.
-Dobra.

niedziela, 2 listopada 2014

VI



  Siedziała pod gabinetem i czekała na badanie. Kiedy za rogu wyszła jej znajoma i kierowała się w jej kierunku wstała i podeszła do niej, aby się przywitać.
 -Hej Hana, kurcze ile lat minęło od naszego ostatniego spotkania pięć czy więcej? Już myślałam, że zapomniałaś o swojej koleżance, ale żeby nie przedłużać to, co cię do mnie sprowadza, bo przez telefon brzmiałaś poważnie?
-Hej! Wyobraź sobie, że nie zapomniałam tylko zgubiłam gdzieś twój mail, a poza tym wyprowadziłam się do Polski i tak jakoś się urwało, a przyszłam, bo robiłam testy i wyszły pozytywnie, więc muszę się upewnić.
 -Chodź- przepuściła ją w drzwiach-zobaczymy, co się tam dzieje.
Leżała na kozetce i czekała na USG. Jej koleżanka usiadła obok niej i nasmarował głowice ultrasonografu żelem. Po czym zaczęła jeździć nią po brzuchu pani doktor. Hana z wyczekiwaniem przyglądał się monitorowi, ale koleżanka jej to utrudniła i przekręciła go w swoją stronę.
- I jak zapytała zniecierpliwiona?
- Pokażcie się mamusi- odwróciła ekran z powrotem w kierunku przyszłej mamy- Jak na moje oko to jedenasty czy nawet dwunasty tydzień, wszystko jest w porządku, ale sama wiesz każda ciąża mnoga to ciąża podwyższonego ryzyka, więc musisz na siebie uważać. Dziwne, że nie domyśliłaś się wcześniej?
 Po policzkach Hany mimowolnie spływały łzy. Nie były to łzy rozpaczy, a szczęścia. Żałowała, że nie ma przy niej męża. Wiedziała, że teraz ich życie zmieni się o 180*.
-Za dużo problemów miałam w życiu żeby spokojnie pomyśleć. Dasz mi posłuchać ich serduszek?- otarła ręką łzy z policzków i uśmiechnęła się w kierunku badającej jej lekarki.
- Jasne- włączyła dźwięk i po gabinecie rozeszło się szybkie rytmiczne bicie serc- a bo nie zapytałam chcesz wydruk dla szczęśliwego tatusia.
- Tak w końcu lepiej od razu pokazać zdjęcie na dowód, bo mi nie uwierzy.- koleżanka podała jej papierowy ręcznik, aby wytarła żel z brzucha- Miałam problemy z zajściem w ciążę.
- Czytałam w dokumentacji, którą mi wysłałaś, ale najważniejsze, że teraz wszystko w porządku, więc życzę szczęścia przyszła mamusiu- uścisnęła koleżankę i dała jej wydruk.
- Dzięki do zobaczenia.- wzięła swoje rzeczy i udała się do wyjścia.

Leżał na sofie i zastanawiał się, co ma ze sobą zrobić. Dostał od Wiki tydzień zwolnienia po tym jak zemdlał przy stole operacyjnym. Wiedział, że jest przemęczony, ale co miał robić skoro tylko to przynosiło mu ulgę. Stwierdził, że wyprowadzi się do siebie. Nie może dłużej mieszkać u, Hany, bo zbyt wiele mu tu ja przypomina. Poza tym minęło już prawie trzy tygodnie, a ona dalej się nie odezwała się. Co jak dla niego zapowiadało tylko to, że raczej nie chcę do wrócić i ratować ich związku. Poszedł do ich wspólnej sypialni i zaczął pakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Włożył do walizki ubrania, w których chodził najczęściej, potem spakował kosmetyki a na końcu ich ślubne zdjęcie. Zniósł swoje rzeczy do bagażnika swojego samochodu i pojechał do swojego mieszkania. Po resztę rzeczy przyjedzie jutro, a przy okazji ogarnie tam trochę w razie gdyby Hana jednak wróciła.

Siedziała na łóżku przyglądając się wydrukowi. Jej koleżanka miała racje jak mogła tego nie zauważyć przecież to już końcówka trzeciego miesiąca. Była ginekologiem i się nie domyśliła, ze jest w ciąży, a do tego bliźniaczej. To był cud. Po tylu nieskutecznych próbach, w końcu zostaną z Piotrem rodzicami. Spakowała swoje rzeczy i pojechała do rodziców. Postanowiła, że pojutrze wyjedzie, a obiecała, że ich odwiedzi. Jej rodzice mieszkali po drugiej stronie miasta. Od nich miała o wiele bliżej na lotnisko niż od Miri co było plusem, bo nie musiała jeździć taxówką przez całe miasto i targać ze sobą swojego bagażu.

poniedziałek, 27 października 2014

V





Półtora tygodnia minęło jej bardzo szybko. Dziś na 12.00 miała umówiona wizytę u swojej koleżanki.
Wstała, o 7 ponieważ nie mogła spać. Coś nie dawało jej spokoju, może to poczucie winy że zostawiła Piotra bez słowa i wyjechała. Zwlokła się z łóżka i udała do kuchni zrobić sobie jakieś śniadanie. Zdziwiła się trochę, że miała ochotę na jajecznice, której nigdy nie jadła, bo nie znosiła jej zapachu. Zawsze jak Piotr ją robił to, albo wychodziła pobiegać, albo namawiała go, aby przygotował coś innego. Znalazła dwa jajka w lodówce do tego pomidor i szczypiorek. Wszystko razem wymieszała i usmażyła. Zrobiła sobie jeszcze herbatę i poszła ze wszystkim do stołu. Szybko zjadła, naczynia włożyła do zmywarki i poszła do łazienki wziąć szybki prysznic i umalować się. Jak to kobiecie przystało w toalecie spędziła dobre 1, 5 godziny. Wyleciała z niej i udała sie do pokoju po jakieś przyzwoite ubrania. Postawiła na czarne rurki, biały T-shirt z widokiem nowego jorku i kremową marynarkę. Przyjrzała się się w lustrze, poprawiła lekko włosy zabrała torebkę i poszła do salonu z szafki na buty wyjęła swoje ulubione czarne szpilki włożyła je, zgarnęła jeszcze z komody kluczyki i papiery od samochodu Miri i wyszła. Miała jeszcze dwie godziny do wizyty, ale przyjmując ze będą korki, a gabinet koleżanki jest na drugim końcu miasta lepiej było wyjechać wcześniej. Dotarła pod szpital czterdzieści minut przed czasem. Jako że lubiła spacerować, a nie siedzieć w miejscu udała się na przechadzkę po pobliskim parku. Stanęła w jego centrum gdzie znajdował się ogromny staw, w którym pływały kaczki. Przyglądała się się dzieciom jak je karmiły. Z czynności wyrwał ja głos i ciągnięcie za torbę.
 - Hana, ale się za tobą stęskniłam się, kiedy do nas przyjedziesz i się pobawimy.- Okazało się ze to była jej młodsza siostra miała może 7-8 lat, co można było poznać po braku górnych jedynek, które musiały jej niedawno wypaść.
 - Elza, a co ty tu robisz? - Zmieszana spojrzała na dziewczynkę
 - Z mamą poszłyśmy na zakupy, a po nich zawsze chodzimy tu na lody. Chodź do niej na pewno się ucieszy.- Wzięła siostrę za rękę i ciągnęła w stronę na drugą stronę stawu.
 - Nie mogę teraz, ale obiecuję ze do was przyjadę. Co powiesz jutro na kino i lody?- Uśmiechnęła się do małej.
 - Super- krzyknęła i pobiegła do matki się pochwalić.
W tym czasie Hana szybko opuściła park i poszła pod gabinet swojej koleżanki gdyż zostało jej pięć minut. Szybko ruszyła korytarzami szpitala, które tak dobrze znała, ponieważ sama odbywała tu staż.

środa, 15 października 2014

IV






 Od przyjazdu Hany do Izraela miną tydzień. Od trzech dni zdrowie jej nie towarzyszyło. Od rana źle się czuła. Zawroty głowy, mdłości i wymioty. Do tego wszystkiego Miri z chłopakiem musieli wyjechać i jest całkiem sama. Chciała zadzwonić do rodziców, ale tak samo jak szybko przyszło jej to na myśl tak samo szybko odeszło.
 Leżała w łóżku i przeglądał swój kalendarz, okres spóźniał jej się trzy tygodnie. Dobrze, że zabrała ze sobą testy. Ten kobiecy szósty zmysł zwany intuicją. Ruszyła powoli w stronę walizki po testy następnie przytrzymując się ściany udała się do łazienki. Wykonała testy, które następnie położyła na umywalce, a sama usiadła na podłodze na przeciwko niej. Niby miała czekać piętnaście minut, ale tak jej się dłużyły się, że miała wrażenie, że z tych piętnastu minut zrobiły się już trzy godziny.

Nogi miała jak z waty, kiedy podchodziła do umywalki. Każdy z trzech zrobionych testów wskazywał dwie grube czerwone krechy. Ona sama ginekolog z dużym doświadczeniem nie wierzyła w to, co właśnie miała przed sobą. Wzięła je do ręki i wróciła z powrotem do łóżka. Leżała i przyglądała się nim jak zahipnotyzowana. Im bardziej się w nie wpatrywała się tym bardziej wątpiła w to, że w ogóle jest w ciąży.
- Przecież moja szansa na zajście w ciąże minęła razem z wycięciem jajowodu.-powtarzała sobie w myślach.
Łzy zaczęły zbierać jej się w oczach.  Wzięła telefon z szafki nocnej i zadzwoniła do swojej koleżanki- znały się jeszcze z liceum, a potem razem studiowały- czy by jej nie zbadała.. Niestety była na szkoleniu i trzeba było poczekać półtora tygodnia jak wróci.

 Piotr od wyjazdu Żony prawie nie wychodził ze szpitala. Znajomi stwierdzili, że w nim zamieszkał i od teraz to jest jego dom. Od tamtej pory zrobił się z niego wrak człowieka. Nieogolony, nieuczesany, do tego, mimo że minął dopiero tydzień dużo schudł. Żył kawą i adrenaliną, jakie dawały mu operację.
 Był właśnie na dyżurze, który trwał już od przeszło dwóch dni. Siedział na kanapie w lekarskim ze stosem dokumentów na kolanach. Z jednymi musiał się zapoznać, ponieważ były to karty pacjentów, których miał operować a inne miał uzupełnić oczywiście wziął jeszcze innych, ponieważ nie chciał myśleć. Z tego wszystkiego wyrwał go głos Wiki.
 - Może byś pojechał do domu ogarną się, przespał i zjadł coś? Ja przejmę za ciebie operację.-zaproponowała Ruda
 - Wole zostać tu, bynajmniej nie myślę, że w mieszkaniu nikt na mnie nie czeka.- Odparł, a jego oczy zaszkliły się z tęsknoty za Haną.
 - No to, chociaż idź do nas do hotelu, bo długo w takim stanie nie pociągniesz- powiedziała z troską-, Bo jak nie to wyśle cie na trzy dni wolnego, a oboje wiemy ze żadne z nas tego nie chce- zagroziła mu palcem.
 - Niech ci będzie szefowo. Pojadę do domu, bo Przemek to by mnie rozszarpał za to ze Hana wyjechała i że do tego dopuściłem.- uśmiechną się krzywo, podając jej dokumentacje i ruszył do przebieralni.
 Szybko się przebrał.
 - To do jutra.- Rzucił nie czekając na odpowiedz, ruszył w stronę wyjścia.
 Na parkingu zatrzymał go Wójcik z pytaniem czy nie wie, kiedy wraca Hana, bo sam nie może sobie poradzić. Kurczę, gdyby on to wiedział. Sam ze sobą nie mógł sobie poradzić odkąd wyjechała.


wtorek, 14 października 2014

III







Po czterech godzinach siedzenia na niewygodnym fotelu lotniczym w końcu mogła z niego zejść i się rozprostować.. Nareszcie była w swojej ojczyźnie. Zabrała swój bagaż podręczny i wyszła z samolotu udając się po walizkę. Szybko ją odebrała i była już w hali lotniska gdzie wypatrywała swojej młodszej siostry- Miri- tylko ona i jej chłopak wiedzieli, że Hana przyjeżdża. Nie chciała z nikim innym dzielić się tą wiadomością, ponieważ nie chciała robić szumu w około swojego małżeństwa i problemów z nim związanych.
-Szalom-podbiegła do niej i przytuliła mocno, szczupła, ciemno włosa dziewczyna.
 -Szalom, mam nadzieje, że nie wygadałaś się rodzicom, że przyjeżdżam? - Zapytała siostrę i spojrzała na nią podejrzliwym wzrokiem.
 - Wątpisz, ze potrafię dotrzymać obietnicy? Do tej pory mi nie wybaczyłaś tego, że powiedziałam rodzicom, że zwiałaś na noc dziewczyn po tym jak rodzice ci tego zabronili - Uśmiechnęła się do niej
 - Powiedzmy.- uśmiechnęła się krzywo- Jedziemy już, bo jestem wykończona po tej podróży.
 - Jasne, chodź.-wzięła od niej walizkę i objęła ją ramieniem-Aron zrobił kolacje, więc powinnaś być zadowolona, bo świetnie gotuje.
 Uśmiechnęła się się i poszły do samochodu. Podróż minęła im stosunkowo szybko, bo, u Miri były już po 40 minutowej jeździe przez centrum Tel Avivu w godzinach szczytu.
 - To tak właściwie, czemu zaszczyciłaś nas swoją wizytą? Nie to żeby coś, ale tak sama bez Piotra.-Zapytała wyciągając walizki z bagażnika.
 Hana oczy się zaszkliły, nie widziała się z nim cały dzień, a już tęskniła. Do tego, co miała jej powiedzieć, że uciekła od swojego męża, bo nie mogła z nim wytrzymać i musi od niego odpocząć. Wymyśliła coś na poczekaniu.
 - Piotr nie dostał urlopu i nie mógł ze mną przyjechać, a do Was przyjechałam, bo wiesz, jaka jest sytuacja u nas, a u rodziców by było, czemu bez Piotrusia przyjechałaś, albo, kiedy pojawi się się wnusio?
 - No w sumie racja. Ciężko wam musi być z tym wszystkim- objęła Hanę wzięła walizkę i udały się do mieszkania.


Siedział na sofie ze szklanka whiskey w ręce i pustą butelką w drugiej. Był nieźle wstawiony, ale musiał jakoś odreagować wyjazd żony. Dopił ostatni łyk i ruszył do sypialni przy okazji rozbijając wazon, który stał na komodzie.
 Rano obudził się po 10 z potwornym bólem głowy.
Czemu zawsze jestem taki głupi, że pije nie myśląc o późniejszych konsekwencjach- pomyślał.
Dobrze ze miał na popołudnie, bo inaczej nie wiedział, co by zrobił. Udał się do kuchni i wyją z szafki apteczkę. Zawzięcie szukał w niej aspiryny jak się okazało była akurat tylko jedna. Nalał wody do szklanki wrzucił tabletkę i szybko wypił. Następnie zaczął ogarniać salon, który po wczorajszym odprężaniu wyglądał jak by przeszło w nim tornado. Sprzątanie zajęło mu całe przed południe. Po tym wszystkim poszedł do łazienki zażyć porannej toalety. Zimny prysznic to było to, czego potrzebował. Wyszedł i od razu skierował się do sypialni ubrał to, co miał pod ręką, zawsze to Hana doradzała mu w kwestii ubioru, a teraz jak jest sam nie zwracał uwagi, co na siebie wkłada i jak w tym wygląda. Zabrał ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i pojechał do szpitala.

poniedziałek, 13 października 2014

II






Wszystko miała już gotowe. Spakowana walizka stała w korytarzu, a ona siedziała na sofie w salonie i myślała, co ma napisać Piotrowi. Nie była w stanie nic napisać, przecież nie napisze mu gdzie jedzie, bo by za nią pojechał, albo na ile, bo sama jeszcze tego nie wiedziała. Po dłuższej chwili zastanowienia coś wymyśliła, stwierdziła, że to wystarczy. Napisała jedno słowo.
" Wrócę"
Kartkę zostawiła na stole, po czym udała się do wyjścia. Chwyciła walizkę i zatrząsnęła za sobą drzwi. Czekała na windę, kiedy przypomniała sobie, że zapomniała zamówić taxówki.
 Jednak sprawdza się powiedzenie skleroza nie boli, ale trzeba się nachodzić- pomyślała wchodząc do windy.
Szybko wyszła z klatki i udała się na postój taxówek, miała jeszcze diw godziny do odlotu a przecież nie chce się spóźnić. Droga minęła jej stosunkowo szybko. Znajdował sie on raptem dwie przecznice dalej. Wsiadła do pierwszej z brzegu. Siedział w niej mężczyzna w średnim wieku z brodą.
 - Dzień dobry. A więc gdzie panią zawieść?- jak na pierwszy rzut oka wydawała sie miły.
 - Na Okęcie.-od razu ruszyli.
Nie obyło się bez korków, ale podróż minęła im miło.
Nie wiadomo, czemu otworzyła się przed nim i opowiedziała mu cała swoją sytuację, a on jej wysłuchał i  chyba nawet zrozumiał dlaczego wyjeżdża. Do odlotu została godzina. Szybko pobiegła do odprawy. Sprawdzili czy nie wnosi na pokład broni czy czegoś wybuchowego, następnie udała się do samolotu. Siedziała w trzecim rzędzie za skrzydłem, a obok niej małżeństwo z może trzy miesięcznym dzieckiem. Zazdrościła im, że są tacy szczęśliwi. Jak bardzo ona chciałaby być na ich miejscu? Szczęśliwa u boku Piotra z takim maluchem, ale widocznie nie jest jej dane bycie matką. Przez ostatni rok wykonała dziesiątki,a nawet setki testów jedne wskazywały dwie kreski inne jedną. Nie robiła sobie szczególnych nadziei nawet przy pozytywnym jego pozytywnym wyniku, wiedziała, że to pewnie wadliwa seria.

 Piotr wszedł po cichu do domu, chciał zrobić ukochanej niespodziankę. Z pięknym bukietem kwiatów udał się do sypialni. Nie było jej, sprawdził wszystkie pomieszczenia, ale nigdzie jej nie znalazł. W jadalni na stole znalazł kartkę wyrwana z jej notesu. Treść na niej zawarta całkowicie zbiła go z nóg. On miał zrobić jej niespodziankę a tymczasem ona zrobiła mu taki numer i wyjechała. Usiadł przy stole wziął twarz w dłonie i zastanawiał się, dlaczego jego żona nadzwyczaj niej w świecie od niego uciekła. Wiedział, że przyłożył się do jej wyjazdu, brakiem wsparcia, albo jego mała ilością, ale kiedy tylko zaczynał temat problemów to ona go zbywała i nie chciała z nim rozmawiać o tym, co ja gryzie, oraz tym, że spędzał całe dnie i noce siedział w szpitalu nie poświęcając jej dość czasu. Tyle ją spotkało w tym roku, a on nie potrafił być dla niej ostoją. Przemyślał wszystko i stwierdził, ze nie będzie do niej teraz dzwonił, da jej trochę czasu. No właśnie trochę, czyli ile? Dzień, tydzień, miesiąc. Nie miał pojęcia, ale wiedział, że ona go potrzebuje żeby wszystko sobie przemyśleć oraz dać im szanse.

niedziela, 12 października 2014

I





 Dziś właśnie mija pierwsza rocznica ich ślubu. Jak na złość Piotr był na dyżurze, ale czas po nim miał doskonale zaplanowany. Już od tygodnia wszystko załatwiał z tej okazji. Poprosił też Wiki czy jest jakaś możliwość żeby miał dziś wolne, w końcu to jedyny taki dzień w życiu jego i Hany, ale pani ordynator była nieugięta na jego urok osobisty i zgodziła się tylko na skrócenie dyżuru o godzinę. Wychodząc z gabinetu przełożonej zobaczył Adama i Przemka biegnących na izbę. Okazało się, że był karambol na autostradzie. Autobus zderzył się z tirem, w którego wjechało jeszcze kilka samochodów. Poszkodowanych transportowano do pobliskich szpitali. Na izbie panował istny kocią jedni wchodzili drudzy wychodzili. Wszyscy wiedzieli, że Piotr ma dziś ważny dzień, więc opatrywał pacjentów i oceniał ich stan odsyłając na salę, albo na operacyjną. Udało się, było już po całym tym piekle.
 Dyżur właśnie dobiegł mu końca. Przekraczając próg szpitala orzeźwiło go chłodne powietrze, które jak na koniec września nie wskazywało pięknej pogody na jesień. Szedł do samochodu z nadzieją, że teraz wszystko zacznie się układać, że wszystko, co złe jest już za nimi. Po drodze skoczył jeszcze do kwiaciarni by kupić ukochanej kwiaty. Wykupił wszystkie herbaciane róże wiedział, że to jej ulubione. Dwa miesiące wcześniej zarezerwował stolik w najlepszej restauracji w Warszawie, kupił prezent, złote kolczyki z diamęcikami.

 Hana od rana nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Wiedziała, że to jest ich pierwsza rocznica, ale nie mogła dłużej wytrzymać w tym związku. Musiała odpocząć, przemyśleć wszystko, co zdarzyło się przez ostatni rok. Operacja, nieudane próby zajść w ciążę i jeszcze ta cała sprawa z Martynką. Wiedziała, że Piotr na swój sposób też się tym wszystkim przejmuje i stara się ją w tym wszystkim zrozumieć i wspierać. Ale chęć zostania matką była dla niej priorytetem. Postanowiła, że wyjedzie zastanowi się czy jej pragnienie w ogóle kiedyś się spełni i czy Piotr będzie przy niej czy w końcu odejdzie z powodu monotonii w związku i skończy się jak u większości małżeństw, czyli rozwodem w okresie mniej niż pięciu lat po ślubie.
 Była w sypialni z częścią swojej garderoby na łóżku i walizką. Pakowała się, kiedy zadzwonił Piotr. Jakoś nie szczególnie się tym przejęła, nie chciała z nim rozmawiać, za dobrze ją znał. Mógł wyczuć, że coś jest nie tak w tonie jej głosu. Nie odebrała tylko dalej kontynuowała swoje zajęcie. Dźwięk telefonu ucichł, a za chwilę przyszedł SMS. Zgarnęła swoje ubranie i usiadła na łóżku. Wzięła telefon i przeczytała wiadomość od męża.

 " Dziś wrócę trochę wcześniej, mam dla Ciebie niespodziankę. Kocham Cię.
                                                           P."

 Mimowolnie po policzku spłynęła jej łza. Przysięgali sobie, że będą ze sobą, aż do końca życia i, że będą szczerzy wobec siebie, a ona teraz pakuję się i wyjeżdża na „drugi koniec świata”, nie mówiąc mu o tym.