wtorek, 3 marca 2015

Opowiadanie II cz. 11





Mijały dni, tygodnie, miesiące, od naszej rozmowy z Piotrem, której do tej pory nie rozumiem. Powoli zaczynałam wracać do życia z przed wypadku. Przemek odkąd wrócił z misji, cały czas mi pomaga. Nie ma dnia żeby u mnie nie był, no może prawie, bo czasami wypada mu jakaś operacja na ostro po dyżurze. Dzięki czemu coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to już najwyższa pora wrócić do pracy po sześciu miesiącach nieobecności, chociaż jak na razie nikt nie chce o tym słyszeć. Za bardzo boją się o pacjentki, ale przecież, jeśli teraz nie wrócę, to, kiedy, materiał, który dotyczy mojej specjalizacji mam w małym paluszku, w końcu miałam tyle czasu żeby się go nauczyć, a teraz brakuje tylko praktyki, która jest tak bardzo wymagana w moim zawodzie.
Majowe promienie słoneczne wpadające przez okno rozświetliły moją twarz, przez co uświadomiłam sobie, że najwyższa pora wstawać, bo na trzynastą jestem umówiona z Leną w galerii. W końcu okazja na kupienie nowych ciuchów nie zdarza się zawsze, a tu proszę zostałam zaproszona na rocznicę piątą rocznicę ślubu Leny i Witka. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam z uśmiechem na twarzy do kuchni gdzie zrobiłam sobie kawę i kanapki, które później na szybko zjadłam, aby szybko ubrać się, zrobić makijaż, a później dotrzeć na miejsce spóźniona, co ostatnio było u mnie normalne. Odkąd mogę znowu jeździć robię to bardzo ostrożnie. Zaparkowałam obok samochodu Leny i wysiadłam z niego, wcześniej biorąc torbę z tylnego siedzenia.
- Hej kochana, przepraszam za spóźnienie, ale nie nastawiłam budzika.- powiedziałam z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Hej, nic się nie stało. Chodźmy już.- ponagliła mnie.
- Już.- wzięłam ją pod rękę i ruszyłyśmy na zakupowe szaleństwo.
To był już chyba setny sklep z ciuchami, a my dalej byłyśmy pełne energii. Czekałam przed przymierzalnią na Lenę, która mierzyła właśnie sukienkę, kiedy ujrzałam mojego brata idącego za rękę z Wiktorią, miałam zamiar do nich podejść, ale rozdzwonił się mój telefon. Minęła chwila nim wyjęłam go z torebki i odebrałam. Znowu głuchy, to już trzeci w tym tygodniu, może powinnam o tym komuś powiedzieć, ale nie chcę przytłaczać bliskich swoimi problemami. Włożyłam go z powrotem i odwróciłam się do przyjaciółki, która stała przede mną w pięknej czerwonej sukience przed kolano, w dodatku bosko w niej wyglądała.
- Kupuj ją. Wyglądasz jak milion dolarów.- uśmiechnęłam się do niej
- Myślisz?- zapytała pytającym wyrazem twarzy, na który przytaknęłam głową- To ją biorę.- powiedziała i znikła w przymierzalni.
Po zakupach poszłyśmy jeszcze na kawę trochę poplotkować i jak się okazało mój braciszek i Wiki są już parą dwa tygodnie, a on mi się nie pochwalił. Naszą miłą atmosferę przerwał telefon Leny, która została wezwana do jakiejś pilnej konsultacji.
Na parkingu szybko się pożegnałyśmy i ani się spostrzegłam a jej samochodu już nie było, a ja jak zwykle walczyłam z torebką żeby oddała mi klucze. Moje poszukiwania przerwał ktoś pukający w szybę. Był to łysy dobrze zbudowany wysoki mężczyzna, nieźle się przestraszyłam, gdy go ujrzałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz