poniedziałek, 23 marca 2015

Opowiadanie II cz. 14





Minuty, w których czekałam na swojego brata mijały tak wolno, że czułam jakby każda z nich trwała, co najmniej godzinę. Strach ogarniał komórki mojego ciała, a ja nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić.
Po tym długim czasie oczekiwania, który według zegarka wiszącego na przeciwko mnie trwał piętnaście minut, usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Niepewnym krokiem ruszyłam w ich kierunku, po czym spojrzałam w wizjer, aby upewnić się, ze to na pewno Przemek. Moje przypuszczenia się potwierdziły, po drugiej stronie stał mój brat, przemoczony do suchej nitki. Sądząc po jego wyglądzie musiało nastąpić urwanie chmury, a on pewnie przyjechał na motorze. Przekręciłam zamek w drzwiach i wpuściłam go do środka.
- Hej siostra.- okrył się jeszcze bardziej swoją kurtka, po czym przekroczył próg mojego mieszkania.
- Hej.- zamknęłam za nim drzwi i ruszyłam w kierunku salonu, gdzie zdążył już dotrzeć Przemo.
- Pozwolisz, że się wysuszę?- pokazał na swoja koszulkę, kiwnęłam twierdząco głową, a on zdjął ją i powiesił na oparciu krzesła.
- Zrobić Ci herbatę, na pewno zmarzłeś.
- Przestań, mów lepiej, co się stało, bo przez telefon brzmiałaś jak by, co najmniej ktoś kogoś zastrzelił.- mówiąc usiadł naprzeciw mnie na kanapie.
- Sam zobacz.- pokazałam mu karteczkę, która znalazłam pod wejściem do swojego mieszkania.
Przyjrzał się jej uważnie, ale nie szczególnie go zdziwiła. Jak by wiedział, kto był jej nadawcą i dlaczego znalazła się właśnie w moich rękach.
- Dwa tygodnie temu dzwonił do mnie Piotr.- zrobił przerwę jakby zastanawiał się czy na pewno chce mi to powiedzieć- Mówił, ze grozi Ci niebezpieczeństwo. Twój upadek ze schodów nie był przypadkowy, ktoś na Ciebie poluje. Gawryło sporo dowiedział się o tej osobie, jest mężem jednej z twoich starych pacjentek. Ona zmarła na stole, a on nie potrafi pogodzić się z jej śmiercią. Wiemy też, że nie działa własnymi rękami, ma od tego ludzi, dlatego sprawa nie jest taka prosta.- powiedział to wszystko na jednym wdechu patrząc mi prosto w oczy.
- To, co ja mam teraz robić, jeżeli sytuacja wygląda tak jak mówisz.- powiedziałam drżącym głosem, ledwo powstrzymując płacz. Czemu tylko mnie spotykają takie rzeczy? Nie przypominam sobie żeby, na przykład Lena mówiła mi o jakimś psychopatycznym mężu pacjentki.
- Spokojnie.- ścisnął mnie za ramie, chyba próbując dodać otuchy, ale niestety nie przyniosło to oczekiwanego skutku- Na razie będę mieszkał u ciebie, jeżeli się zgodzisz. Rozmawiałem też z Treterem i mówił, że możesz wrócić do szpitala, więc przez całą dobę będziesz miała kogoś przy sobie.
- Nie chcę cie narażać. Niech będzie, co ma być, wrócę do pracy tam przynajmniej będę bezpieczna. Dla nich to chyba obojętne ile ludzi przy tym ucierpi.
- Nie Hana, ktoś musi z tobą być i tym kimś będę ja, jestem twoim bratem, do jasnej cholery.- jego głos był wyraźnie podniesiony i zirytowany- Nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził, rozumiesz?- kiwnęłam głową i przytuliłam się do niego mocno i puściłam wodzę emocjom, rozpłakując się z bezsilności, na którą nie byłam w stanie nic poradzić.

niedziela, 15 marca 2015

Opowiadanie II cz. 13






Minęła chwila nim po drugiej stronie usłyszałam męski głos.
- Przepraszam, ale pracę skończyłem pół godziny temu, proszę zadzwonić jutro.- Ton jego głosu był lekko zirytowany. Na chwilę jakbym straciła głos, nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
- Yyyy, dzień dobry, tu Hana Goldberg. Podrzuciłam dziś pana do mechanika.- trochę się jąkałam mówiąc to.
- Czyżby zmieniła pani zdanie i jednak chciała pójść ze mną na kawę.- dało się wyczuć, że ucieszył się, że dzwonie.
- Jeśli nadal pan chce to z chęcią. Może być jutro?- powiedziałam szybko na jednym wdechu.
- To jutro o 18.00 w „Kawce”?
- Może być. To do zobaczenia.- powiedziałam i rozłączyłam się nie czekając na odzew po drugiej stronie.
Udało się umówiłam się z facetem, co z tego, że prawie go nie znam. W końcu po to chciałam się z nim spotkać żeby go poznać. Wydawał się miły, może trochę zakręcony, ale w porządku. Stwierdziłam, że nie mogę zaliczyć wpadki z ubraniem na naszym pierwszym oficjalnym spotkaniu, więc już dziś wybiorę sobie strój żeby jutro nie było problemu. Z tą myślą ruszyłam ku szafie w sypialni i tak jak przypuszczałam miałam problem z wyborem. Chciałam włożyć jeansy i jakiś t-shirt, ale po chwili uświadomiła sobie, że to chyba nie pasuje, więc znowu zaczęłam szukać w szafie tego, co ma to coś i od razu będę wiedziała, że to, to. Z dna szafy wygrzebałam moją chyba starą sukienkę, bo sięgając pamięcią do chwil, które pamiętam widzę ją pierwszy raz. Była wręcz idealna nie za elegancka, nie za sportowa. Biała, typowo wiosenna sukienka, przed kolano. Idealnie eksponowała moje nogi. Tylko oby jutro po południu nie padało. Właśnie z tą myślą udałam się do kuchni, aby zrobić sobie herbatę i jakieś kanapki, bo trochę zgłodniałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przed szafą spędziłam ponad dwie godziny. Zjadłam na szybko przygotowany posiłek, wypiłam gorący napój i poszłam wziąć długą odprężającą kąpiel. Niestety nie było mi to dane, bo kiedy tylko usiadłam w wannie usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko owinęłam się ręcznikiem i pobiegłam sprawdzić, kto to. Spojrzałam przez wizjer, ale nikogo nie ujrzałam. Uchyliłam lekko drzwi, chcąc sprawdzić, kto przerwał chwilę mojego relaksu, ale jedyne, co zobaczyłam to zgięta na pół mała, wyrwana z jakiegoś notatnika kartka. Podniosłam ją i szybko przeczytałam, przeraziłam się słowami, które były na niej napisane. Zresztą chyba każdy przeraziłby się gdyby ktoś podrzucił mu kartkę, na której widnieje: Szykuj się, zemsta niedługo się zacznie! Czyżby to było właśnie to, przed czym byłam ostrzegana, kiedy ostatni raz widziałam się z Piotrem. Zamknęłam drzwi na wszystkie spusty, w każdym pomieszczeniu zasłoniłam okna i zadzwoniłam do Przemka, może on będzie coś wiedział, o osobie, która mi to wysłała. Po tym jak opowiedziałam mu całą sytuację, obiecał, że przyjedzie jak najszybciej

sobota, 7 marca 2015

Opowiadanie II cz. 12



Na chwile zamarłam, nie wiedziałam czy mam ryzykować, ale w końcu niepewnie uchyliłam okno tak, że swobodnie w szczelinie zmieściłaby się moja dłoń w poziomej pozycji.
- Dzień dobry. Poratowałaby pani w potrzebie i podholowała, albo podrzuciła do mechanika, bo jak na złość zapomniałem komórki z domu.- spojrzał na mnie z miną niczym kota z Shreka. Z moim wzrokiem jest już chyba coraz gorzej, bo mężczyzna stojący u drzwi mojego samochodu nie wyglądał jak typowy osiłek, którego wynajmują żeby kogoś pobić, może i był umięśniony i bez włosów, ale jego mina, a później uśmiech mówiły same za siebie. Pozory mylą, a ja dałam się zwieść oceną z zewnątrz.
- Zależy, do jakiego mechanika mam pana podrzucić, bo wszystko zależy od tego czy mam po drodze.- odparłam z pół uśmiechem na ustach.
- Nie ma to dla mnie większego znaczenia, może być najbliższy, który jest pani po drodze.
- To jak pan ma linę, to niech się Pan podczepi, nie będę wredna jędzą i poratuję w potrzebie.
- Naprawdę? Nie wiem jak mam pani dziękować.- powiedział entuzjastycznie i ruszył w stronę swojego auta.
Droga przez zakorkowane o tej porze ulice Warszawy nie była łatwa, ale przynajmniej miałam czas pomyśleć. Mój zwariowany los znowu stawia na mojej drodze faceta, ciekawe czy tylko przez przypadek, choć w to wątpię. Piotr pojawił się i znikną bardzo szybko, wplątując w swoje sprawy, przez, które coś może mi się stać, Przemek po powrocie z misji pomaga mi jak może, abym wróciła do swojego starego życia, a teraz kolejny mężczyzna, który nie wiadomo, co sobą zwiastuje. Cóż, ale jak to mówią nic nie dzieje się przydatkiem. Nie zauważyłam nawet, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu żeby wyskoczyć jeszcze do spożywczaka, gdyż moja lodówka standardowo ostatnio świeci pustkami, bo większość swojego czasu poświęcam na zagadnienia medyczne. Chciałam już postawić krok na pasach, ponieważ właśnie zapaliło się zielone światło, ale ktoś uniemożliwił mi to przytrzymując mnie za łokieć.
- Przepraszam, że zatrzymuję, ale chciałem podziękować. Nie wiem, co bym bez pani zrobił.- Promiennie się uśmiechną w moim kierunku.
- Naprawdę nie ma, za co, myślę, że każdy, kto byłby na moim miejscu by panu pomógł.
- Wątpię. Może w ramach rekompensaty za czas stracony na dostarczeniu mnie tutaj da się pani zaprosić na ciacho i kawę.
- Nie dziękuję, ale może kiedyś- wzruszyłam ramionami.
- Naprawdę nie?- kiwnęłam przecząco głową- To w takim razie to jest moja wizytówka, jak będzie Pani chciała napić się ze mną tej kawy to proszę dzwonić.- podał mi karteczkę z numerem, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
Byłam już w domu od dwóch godzin. Siedziałam na parapecie przyglądając się kroplom deszczu spadającym na ulicę miasta. Pogoda z rana już dawno uszła w zapomnienie i świat pogrążył się w wiosennej deszczowej  aurze. Lubiłam obserwować ludzi, którzy zabiegani pędzili z domu do pracy albo odwrotnie. Rodziców biegnących z dziećmi do przedszkola albo zakochanych par spacerujących razem. Też chciałabym być na ich miejscu. Mieć stałego partnera, dziecko i w końcu wrócić do pracy. Może teraz jest najlepszy czas na to pierwsze. Z ta myślą poszłam po wizytówkę mężczyzny, którego dziś poznałam, po czym dokładnie się jej przyjrzałam. Zdziwiłam się trochę tym, do kogo należała. Jej właścicielem był Wiktor Gawryło, ciekawe czy to jakaś rodzina Piotra, ale nawet, jeśli to, co mi szkodzi wyjść z nim na kawę. Szybko wybrałam numer i czekałam, aż odezwie się ktoś po drugiej stronie.

wtorek, 3 marca 2015

Opowiadanie II cz. 11





Mijały dni, tygodnie, miesiące, od naszej rozmowy z Piotrem, której do tej pory nie rozumiem. Powoli zaczynałam wracać do życia z przed wypadku. Przemek odkąd wrócił z misji, cały czas mi pomaga. Nie ma dnia żeby u mnie nie był, no może prawie, bo czasami wypada mu jakaś operacja na ostro po dyżurze. Dzięki czemu coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to już najwyższa pora wrócić do pracy po sześciu miesiącach nieobecności, chociaż jak na razie nikt nie chce o tym słyszeć. Za bardzo boją się o pacjentki, ale przecież, jeśli teraz nie wrócę, to, kiedy, materiał, który dotyczy mojej specjalizacji mam w małym paluszku, w końcu miałam tyle czasu żeby się go nauczyć, a teraz brakuje tylko praktyki, która jest tak bardzo wymagana w moim zawodzie.
Majowe promienie słoneczne wpadające przez okno rozświetliły moją twarz, przez co uświadomiłam sobie, że najwyższa pora wstawać, bo na trzynastą jestem umówiona z Leną w galerii. W końcu okazja na kupienie nowych ciuchów nie zdarza się zawsze, a tu proszę zostałam zaproszona na rocznicę piątą rocznicę ślubu Leny i Witka. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam z uśmiechem na twarzy do kuchni gdzie zrobiłam sobie kawę i kanapki, które później na szybko zjadłam, aby szybko ubrać się, zrobić makijaż, a później dotrzeć na miejsce spóźniona, co ostatnio było u mnie normalne. Odkąd mogę znowu jeździć robię to bardzo ostrożnie. Zaparkowałam obok samochodu Leny i wysiadłam z niego, wcześniej biorąc torbę z tylnego siedzenia.
- Hej kochana, przepraszam za spóźnienie, ale nie nastawiłam budzika.- powiedziałam z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Hej, nic się nie stało. Chodźmy już.- ponagliła mnie.
- Już.- wzięłam ją pod rękę i ruszyłyśmy na zakupowe szaleństwo.
To był już chyba setny sklep z ciuchami, a my dalej byłyśmy pełne energii. Czekałam przed przymierzalnią na Lenę, która mierzyła właśnie sukienkę, kiedy ujrzałam mojego brata idącego za rękę z Wiktorią, miałam zamiar do nich podejść, ale rozdzwonił się mój telefon. Minęła chwila nim wyjęłam go z torebki i odebrałam. Znowu głuchy, to już trzeci w tym tygodniu, może powinnam o tym komuś powiedzieć, ale nie chcę przytłaczać bliskich swoimi problemami. Włożyłam go z powrotem i odwróciłam się do przyjaciółki, która stała przede mną w pięknej czerwonej sukience przed kolano, w dodatku bosko w niej wyglądała.
- Kupuj ją. Wyglądasz jak milion dolarów.- uśmiechnęłam się do niej
- Myślisz?- zapytała pytającym wyrazem twarzy, na który przytaknęłam głową- To ją biorę.- powiedziała i znikła w przymierzalni.
Po zakupach poszłyśmy jeszcze na kawę trochę poplotkować i jak się okazało mój braciszek i Wiki są już parą dwa tygodnie, a on mi się nie pochwalił. Naszą miłą atmosferę przerwał telefon Leny, która została wezwana do jakiejś pilnej konsultacji.
Na parkingu szybko się pożegnałyśmy i ani się spostrzegłam a jej samochodu już nie było, a ja jak zwykle walczyłam z torebką żeby oddała mi klucze. Moje poszukiwania przerwał ktoś pukający w szybę. Był to łysy dobrze zbudowany wysoki mężczyzna, nieźle się przestraszyłam, gdy go ujrzałam.