Minuty, w których czekałam na swojego brata mijały tak
wolno, że czułam jakby każda z nich trwała, co najmniej godzinę. Strach
ogarniał komórki mojego ciała, a ja nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić.
Po tym długim czasie oczekiwania, który według zegarka
wiszącego na przeciwko mnie trwał piętnaście minut, usłyszałam dźwięk dzwonka
do drzwi. Niepewnym krokiem ruszyłam w ich kierunku, po czym spojrzałam w
wizjer, aby upewnić się, ze to na pewno Przemek. Moje przypuszczenia się
potwierdziły, po drugiej stronie stał mój brat, przemoczony do suchej nitki. Sądząc
po jego wyglądzie musiało nastąpić urwanie chmury, a on pewnie przyjechał na
motorze. Przekręciłam zamek w drzwiach i wpuściłam go do środka.
- Hej siostra.- okrył się jeszcze bardziej swoją kurtka, po
czym przekroczył próg mojego mieszkania.
- Hej.- zamknęłam za nim drzwi i ruszyłam w kierunku salonu,
gdzie zdążył już dotrzeć Przemo.
- Pozwolisz, że się wysuszę?- pokazał na swoja koszulkę, kiwnęłam
twierdząco głową, a on zdjął ją i powiesił na oparciu krzesła.
- Zrobić Ci herbatę, na pewno zmarzłeś.
- Przestań, mów lepiej, co się stało, bo przez telefon
brzmiałaś jak by, co najmniej ktoś kogoś zastrzelił.- mówiąc usiadł naprzeciw
mnie na kanapie.
- Sam zobacz.- pokazałam mu karteczkę, która znalazłam pod
wejściem do swojego mieszkania.
Przyjrzał się jej uważnie, ale nie szczególnie go zdziwiła. Jak
by wiedział, kto był jej nadawcą i dlaczego znalazła się właśnie w moich rękach.
- Dwa tygodnie temu dzwonił do mnie Piotr.- zrobił przerwę
jakby zastanawiał się czy na pewno chce mi to powiedzieć- Mówił, ze grozi Ci niebezpieczeństwo.
Twój upadek ze schodów nie był przypadkowy, ktoś na Ciebie poluje. Gawryło
sporo dowiedział się o tej osobie, jest mężem jednej z twoich starych
pacjentek. Ona zmarła na stole, a on nie potrafi pogodzić się z jej śmiercią. Wiemy
też, że nie działa własnymi rękami, ma od tego ludzi, dlatego sprawa nie jest
taka prosta.- powiedział to wszystko na jednym wdechu patrząc mi prosto w oczy.
- To, co ja mam teraz robić, jeżeli sytuacja wygląda tak jak
mówisz.- powiedziałam drżącym głosem, ledwo powstrzymując płacz. Czemu tylko
mnie spotykają takie rzeczy? Nie przypominam sobie żeby, na przykład Lena
mówiła mi o jakimś psychopatycznym mężu pacjentki.
- Spokojnie.- ścisnął mnie za ramie, chyba próbując dodać
otuchy, ale niestety nie przyniosło to oczekiwanego skutku- Na razie będę
mieszkał u ciebie, jeżeli się zgodzisz. Rozmawiałem też z Treterem i mówił, że
możesz wrócić do szpitala, więc przez całą dobę będziesz miała kogoś przy
sobie.
- Nie chcę cie narażać. Niech będzie, co ma być, wrócę do
pracy tam przynajmniej będę bezpieczna. Dla nich to chyba obojętne ile ludzi
przy tym ucierpi.
- Nie Hana, ktoś musi z tobą być i tym kimś będę ja, jestem
twoim bratem, do jasnej cholery.- jego głos był wyraźnie podniesiony i
zirytowany- Nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził, rozumiesz?- kiwnęłam głową i
przytuliłam się do niego mocno i puściłam wodzę emocjom, rozpłakując się z
bezsilności, na którą nie byłam w stanie nic poradzić.